Przypomnijmy, że jeszcze w ubiegłym tygodniu projekt rozporządzenia w tej sprawie obejmował turystyczne i bardzo lubiane przez Polaków, jak kierunki Hiszpania, Francja, Chorwacja i Malta. Według RMF FM, z listy 46 krajów wykreślone jednak zostaną Chorwacja i Francja. Zakaz lotów od 2 września. Lista krajów.
Większość Polaków odwiedzających Bośnie i Hercegowinę wybiera się do tego kraju swoim własnym samochodem. Nie brakuje też takich, którzy udają się do tego pięknego kraju samolotem i na miejscu wypożyczają auto, aby zjechać kraj, odwiedzając miejsca tajemniczych objawień religijnych (Medjugorie) lub wstrząsających zbrodni wojennych (np.
Dowództwo misji w Bośni i Hercegowinie docenia służbę Polaków. 08.08.2018-Święto Wojska Polskiego jest najlepszą okazją, by podziękować żołnierzom za służbę, wręczyć odznaczenia i wyróżnienia, które są wyrazem uznania dla profesjonalizmu i trudu, z jakim, szczególnie na misjach żołnierze pełnią swoją służbę – powiedział Mariusz Błaszczak, minister obrony
Polacy pod wodzą hetmana Stanisława Żółkiewskiego zdobyli rosyjską stolicę. Wcześniej udało się to jedynie Tatarom w 1382 r. na czele z Tochtamyszem. Wojsko polskie okupowało Moskwę
. Wpis archiwalny – Głos Bolesławca. 1996-05-01 10:00 Redakcja "Głosu Bolesławca" 3977 bolesławiec 10 października 1910 r. w Bośni i Hercegowinie wg. spisu ludności było Polaków, tj. 0,57% ogółu tubylczej ludności. Z tego urodzili się: w Bośni- osoby w Austrii /Galicji/- osoby na Węgrzech /w Bukowinie/ 82 osoby za granicą- 427 osób osób Polacy zamieszkiwali w następujących okręgach: - Banialuckim – osoby - Sarajewskim – 766 - Trawnickim – 506 - Tuzlańskim – 417 - Bihackim – 163 - Mostarskim- 152 razem osób Poza okręgiem Banja Luka wykazane wielkości osadnictwa polskiego dotyczyły osób zatrudnionych także w służbie sprawiedliwości i skarbu, gdyż rząd austro-węgierski tworzył na tym terenie administrację z ludności napływowej. Na uwagę zasługuje fakt, że emigracja urzędnicza nie miała żadnej łączności z emigracją rolniczą. Jednym z problemów nurtujących emigrację polską był brak nauczycieli, co uniemożliwiało prowadzenie nauki języka polskiego. Emigranci podejmowali próby sprowadzenia nauczycieli z terenu kraju. W 1904 r. siostry Felicjanki z Krakowa założyły szkółkę dla polskich analfabetów w miejscowości Nowy Martyniec, która mieściła się w budynku wybudowanym na ten cel przez miejscową ludność polską. Szkółka ta prowadzona była tylko przez okres dwóch lat, jako że miejscowy proboszcz Piotr Andzielic -Chorwat mówiący po polsku -sprzeciwiał się ich pobytowi, gdyż siostry prowadzące naukę języka polskiego stanowiły główny ośrodek podtrzymywania polskości wśród osadników. Siostry pozostawiły po sobie liczny księgozbiór, z którego korzystali nasi rodacy przez wiele późniejszych lat. Biblioteka ta pozostawała w dyspozycji rodziców reemigranta z Jugosławii, zamieszkałego w Nowogrodźcu Adama Urbana. W czasie wojny 1914 -1918 przybył do parafii Miłować sąsiadującą z parafią w Nowym Martyńcu ksiądz Stanisław Skierawski ze Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców w Wiedniu. Wokół jego osoby skupili się Polacy zamieszkujący na terenach Bośni, z tych też powodów w późniejszym okresie został odwołany z parafii. Ksiądz S. Skierawski zajmował się rozprowadzaniem wśród ludności polskiej prasy i książek w języku ojczystym. Poprzez tę działalność rozpowszechnił czytelnictwo, a także zainteresowanie polską kulturą. Po roku 1912 na terenach osadniczych powstały trzy szkoły polskie, które po r. 1918 ze względu na wyjazd nauczycieli do ojczyzny – zostały zlikwidowane / przypomnijmy, że w r. 1918 Polska odzyskała niepodległość i suwerenność państwową/. W okresie tym z terenów osadniczych wyjechała do kraju większa część inteligencji. Po powstaniu w 1918 r. państwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców położenie polskiej ludności znacznie się pogorszyło w porównaniu z czasami władzy austriackiej. Rząd Austro-Węgier ze względów politycznych prowadził korzystną dla ludności osadniczej /napływowej/ politykę. Po roku 1918 pogorszyły się też warunki materialne osadników, co przejawiło się w podwyższeniu podatku gruntowego, a także w zakazie prowadzenia nauki języka polskiego. Było to przyczyną ponownej emigracji ludności polskiej do Brazylii. Polscy osadnicy z chwilą powstania państwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców nie wyrazili zgody na przyjęcie obywatelstwa, przez co stali się bezpaństwowcami. Chcąc uzyskać paszporty na wyjazd do Brazylii – zwracali się do konsulatu polskiego w Zagrzebiu, który w marcu 1924 roku wydał zgłaszającym się obywatelom polskim paszporty i wizy na wyjazd do Brazylii. Starostwo powiatowe w Prnjavorze odebrało te paszporty jako wydane nieprawnie i w ten sposób powstrzymało falę emigracji do Brazylii. W r. 1930 około 1000 obywateli polskich przyjęło obywatelstwo jugosławiańskie na zasadzie dobrowolności. W r. 1934 władze jugosłowiańskie zobowiązały Polaków do przyjęcia obywatelstwa, w innym przypadku pobyt na terenach osadniczych był traktowany na zasadzie paszportu. Jednym z wybitnych działaczy wśród polskich osadników był Adam Urban zamieszkały w Nowym Martyńcu / powiat Prnjavor/, który utrzymywał stały kontakt z polskim Konsulatem w Zagrzebiu. W r. 1929 w Warszawie był zorganizowany Zjazd Polaków z Zagranicy. Konsulat polski w Zagrzebiu umożliwił wzięcie w nim udziału trzem delegatom z terenu Jugosławii. W składzie delegacji znaleźli się: Adam Urban, Sławomir Gecka z Sarajewa i Piotr Cieciński. Zjazd ten odbył się w dniach od 4 – 21 lipca 1924 r. w Warszawie. Delegat Adam Urban – później zamieszkały na terenie gminy Nowogrodziec otrzymał kartę zjazdową Nr 79. W czasie pobytu na Zjeździe w stolicy Adam Urban w rozmowie z Ministrem Rolnictwa poruszył sprawę grupowego powrotu Polaków z Jugosławii. Minister oświadczył jednak, że masowy powrót Polaków do kraju jest nierealny. Polska -jak stwierdził – poszukuje terenów osiedleńczych ze względu na nadwyżkę ludności w Macierzy. Stanowisko to potwierdził również Michał Pankiewicz, Prezes Urzędu Emigracyjngo. W r. 1930 powstała w Zagrzebiu organizacja Polska pod nazwą: Ognisko Polskie, która miała na celu prowadzenie pracy oświatowo-wychowawczej wśród polskich osadników. W czasie obrad II Zjazdu Polaków z Zagranicy, który odbył się w Warszawie w dniach 5-12 sierpnia 1934 roku Adam Urban był jedynym delegatem "Ogniska Polskiego". Brał aktywny udział w pracach Komisji Kulturalno-Oświatowej i Komisji Gospodarczej, gdzie przedstawił dezyderaty Polaków z terenu Jugosławii. Na podstawie materiałów Józefa Doleckiego.
- My tu czekamy tylko na śmierć. Staram się zaakceptować swój los. Czasem tylko zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tu trzymani w gorszych warunkach niż zwierzęta. Ludzie walczą o jedzenie, o wodę. To jest piekło na ziemi - mówi Raid, Syryjczyk, którzy przebywa w obozie na Lesbos. Grecja zaczęła budowę muru wokół obozów dla uchodźców. Postanowiliśmy przypomnieć reportaż Agnieszki Zielonki o bardzo trudnej sytuacji ludzi w obozach, który powstał w kwietniu 2020 r.. Jeśli nie zgadzasz się na nieludzkie traktowanie, podpisz apel o zaprzestanie budowy muru na Avaaz. #stayhome – ten hasztag został użyty na Instagramie już prawie 20 milionów razy. Cały świat wprowadził samoizolację ze względu na epidemię koronawirusa COVID-19. Zamknęliśmy przestrzeń powietrzną, granice, miasta. Nie spotykamy się, nie dotykamy, odkażamy. Boimy. Podkreślamy wagę solidarności i odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale za bliskich, sąsiadów i nieznajomych. Walka z niewidocznym wirusem to dziś sprawa całego świata. Grecja Na greckiej wyspie Lesbos Raid, były konsultant ds. zdrowia w dużej spółce naftowej, organizuje samopomoc w swojej społeczności. Z powodu małej liczby personelu medycznego, niedofinansowania i braku artykułów higienicznych obawia się, że wybuch epidemii będzie poważnym zagrożeniem dla wszystkich mieszkańców. Postanowił nie czekać więc na pomoc rządową czy sektora publicznego , ale wziąć sprawy w swoje ręce. Brzmi jak scenariusz z każdego średniej wielkości miasta w Polsce? Podobnie. Różnica jest taka, że Raid jest Syryjczykiem, na Lesbos przypłynął trzy miesiące temu pontonem, ryzykując życie i wylądował w największym europejskim obozie dla uchodźców - Moria. Przeznaczony dla trzech tysięcy osób dziś jest domem dla 20 tysięcy. Uchodźcy z całego świata od lat mieszkają w przepełnionych namiotach, bez dostępu do wody i opieki medycznej. Czekają na rozpatrzenie procedur azylowych, które ciągną się latami lub planują nielegalną podróż dalej. Moria obóz dla uchodźców w Grecji Foto: Guy Smallman / Getty Images Moria obóz dla uchodźców w Grecji Foto: Nur Photo / Getty Images Już przed wybuchem epidemii sytuacja w obozach była dramatyczna Anna Pantelia z organizacji Lekarze Bez Granic podkreśla, że już przed wybuchem epidemii sytuacja w obozach była dramatyczna. „ W jednym namiocie mieszkają 3-4 rodziny. Jedyna forma prywatności to rozwieszenie koca między łóżkami. Korona to nie nasze pierwsze wyzwanie. Bardzo wiele dzieci ma świerzb. Matki myją je raz na 2-3 tygodnie, bo obawiają się hipotermii. Woda jest lodowata, maluch bardzo szybko się wychładza, a nie ma żadnego ogrzewania w obozie. W takich warunkach sanitarnych świerzb rozprzestrzenia się szybko. W leczeniu, poza maściami i lekami, ważne jest pranie wszystkiego, z czym chory miał kontakt w 60 stopniach. Nie muszę tłumaczyć, że nie ma takiej możliwości”. Po wybuchu epidemii COVID-19 rząd grecki zalecił przebywającym w obozie Moria zastosowanie się do ogólnoświatowych zasad bezpieczeństwa. - Jak zostać w domu, kiedy domem jest przepełniony namiot, dzielony z dwudziestoma osobami? - Jak myć często ręce, kiedy jeden kran przypada na 1300 osób, a i tak zazwyczaj nie ma w nim wody? - Jak unikać tłumu, kiedy po ciepły posiłek stoi się w kolejce trzy godziny, a do toalety godzinę? - Jak powiadomić lekarza o niepokojących objawach, kiedy jest czterech lekarzy na 20 tysięcy osób? Na te pytania musi odpowiadać też Raid, kiedy prowadzi działania Moria Corona Awarness Team. Organizacja została stworzona przez uchodźców dla uchodźców. Raid i inni, obecnie już blisko 90 osób, przy swoich ograniczonych możliwościach postanowili pomagać, jak tylko to możliwe. - Jedyne, co realnie możemy zrobić, to edukować. To ważne, bo duża część migrantów nie ma dostępu do internetu, nie wiedzą, co się dzieje i jakim zagrożeniem jest dla nas ten wirus. Z drugiej strony – wiem, że to niewiele, trzeba też konkretnych działań i procedur. Robimy, co możemy, wykorzystując to, co mamy. To lepsze niż nic - mówi. Omid z Afganistanu jest jego prawą ręką: - Jestem farmaceutą. Pomaganie innym to mój obowiązek. Wynika z wykształcenia, ale też z człowieczeństwa. Nie mamy wsparcia z zewnątrz, więc radzimy sobie sami. Nie myślę o efektach, tylko o kolejnych małych krokach. Rząd też nam trochę pomaga – zamknęli obóz i pilnują go w dzień i w nocy. Uważam, że to bardzo dobrze. Im mniej kontaktu uchodźcy będą mieć z innymi mieszkańcami wyspy, tym lepiej dla nas. W obozie Moria jeszcze nikt nie zachorował. Pojawiły się pierwsze zakażenia na wyspie. Dzieci uchodźców bawią się w obozie Foto: Guy Smallman / Getty Images Warunki w obozach są trudne do życia nawet bez pandemii Foto: Mustafa Ozturk/Anadolu Agency / Getty Images "Wojna w naszym kraju trwa już dziewięć lat. Nauczyliśmy się radzić sobie sami" W ciągu dwóch tygodni działalności Moria Corona Awarness Team wraz z lokalną organizacją Stand by me Lesvos zaprojektował, wydrukował i rozwiesił w obozie plakaty informacyjne w trzech językach, rozpoczął akcję szycia maseczek higienicznych, zorganizował zbiórkę i wywóz śmieci poza teren obozu, utworzył stacje do mycia rąk z mydłem i kontenerami z wodą przed głównym wejściem do obozu. Stworzył też paczki pomocowe dla najbiedniejszych mieszkańców wyspy. - Potrzebujemy pomocy i jesteśmy pełni nadziei, że ona nadejdzie. Ale jesteśmy też cierpliwi. Wojna w naszym kraju trwa już dziewięć lat. Nauczyliśmy się w tym czasie radzić sobie sami, improwizować i tworzyć coś z niczego - mówi Raid. Organizacja nie dostaje wsparcia rządowego. Rząd ma plany przeciwdziałania epidemii, ale jak mówią Lekarze bez Granic, są one nierealne. Jedynym rzeczywistym działaniem było ograniczenie kontaktów uchodźców z innymi mieszkańcami wyspy. Anna: - Widzimy, że rząd próbuje zamykać coraz więcej ludzi w i tak już przepełnionych obozach. Obawiamy się, że obecna sytuacja może być wykorzystana, żeby przetrzymywać ludzi bez przestrzegania podstawowych praw człowieka, co spowoduje jeszcze więcej problemów ze zdrowiem fizycznym i psychicznym. Zamknięcie obozów utrudni monitorowanie tego, co dzieje się wewnątrz. W Serbii i Bośni to już się dzieje. Ludzie są wyłapywani na ulicy i siłą umieszczani w obozach, które są zamknięte i chronione, bez możliwości wyjścia. Taka jest oficjalna polityka państwa. Boimy się, że podobny los spotka uchodźców w Grecji. Bośnia i Hercegowina Fahrudin Radončić, minister bezpieczeństwa Bośni i Hercegowiny uważa, że usunięcie uchodźców z przestrzeni publicznej jest priorytetem w walce z koronawirusem. „Kiedy mówiłem dwa miesiące temu, że problem uchodźców to nie kryzys humanitarny, ale kryzys bezpieczeństwa, to mnie wyszydzali. Spójrzmy na sytuację dziś – musimy zabrać ich z ulicy” – tłumaczył w rozmowie z "Deutsche Welle". Bośniackie władze zdecydowały, że uchodźcy mają całkowity zakaz przebywania poza ośrodkami recepcyjnymi. W praktyce oznacza to przymusowe wywożenie ludzi z opuszczonych budynków. Ali z Afganistanu całą zimę koczuje w opuszczonej fabryce na przedmieściach Bihacia. Choć jest zimno i wszystko muszą zorganizować sobie sami, woli to niż przepełniony obóz z chorobami, głodem, kradzieżami i ciągłym strachem o życie. Adil pochodzi z Pakistanu. W obozie Usziwak pod Sarajewem mieszka już prawie rok. Tydzień temu obóz oficjalnie zamknięto. - W obozie jest około 1000 osób (przystosowany dla 450). Codziennie przybywają nowi. Odkąd nie możemy nigdzie wychodzić, jest strasznie tłoczno. Ludzie śpią, plotkują albo czekają w kolejce po jedzenie – to nasze jedyne zajęcia. Jestem wolontariuszem, więc mam przepustkę na wyjście - 30 minut. Robię wtedy zakupy dla przyjaciół. Mamy zapewnione dwa posiłki dziennie, ale nie wystarcza ich dla wszystkich. Komu nie uda się załatwić jedzenia – głoduje - mówi. Uchodźca koczujący w Bośni Foto: Jana Cavojska/SOPA Images/LightRocket / Getty Images Afgańscy uchodźcy w bośniackim Vucjaku Foto: Jana Cavojska/SOPA Images/LightRocket / Getty Images Troska o drugiego człowieka Nie musi tak być. Boriczi to obóz prowadzony przez IOM, przeznaczony głównie dla rodzin i nieletnich bez opieki. Dyrektorką jest tu Natasza Żunić-Omerowić. Zna wszystkie rodziny, wszędzie jej pełno. Organizuje, tłumaczy, wysłuchuje. Podczas mojej wizyty w Bośni w grudniu to był jedyny obóz, w którym byłam, gdzie dało się wyczuć troskę o drugiego człowieka. Konsultacje psychologiczne, szkoła, rada mieszkańców. Dzwonię zapytać, jak wygląda rzeczywistość dziś. - Właśnie jesteśmy wszyscy w ogrodzie, bo jest obowiązkowe odkażanie. Tak co tydzień. Obóz jest zamknięty, ale wiadomo, że mamy nowe przyjęcia, ludzie wracają z „gry” (nielegalne przekraczanie granic). Dlatego wszystkie zewnętrzne baraki przerobiliśmy na izolatki. Odgrodziliśmy je płotem, żeby ci w kwarantannie mogli jednak wyjść na świeże powietrze, a nie mieli kontaktu z resztą. Trochę mało komfortowo, bo są na widoku całego obozu, no ale robimy, co możemy. W tym momencie mamy kilkanaście osób na kwarantannie, nikogo z potwierdzeniem zakażenia. Ponieważ obóz jest zamknięty Natasza, razem z włoską organizacją Ipsia zorganizowała zakupy dla mieszkańców. Dzięki temu oprócz posiłków zapewnionych przez ośrodek uchodźcy mogą spełnić swoje inne potrzeby i zachcianki. Co kilka dni wolontariusze zbierają listy zakupów, pieniądze i przynoszą produkty. Uchodźcy zaangażowali się też w szycie maseczek. Szyją je głównie dla siebie. - Było mi strasznie głupio, że my, kadra, chodzimy w maseczkach, podczas gdy dla mieszkańców nie ma. Ale udało się to rozwiązać - tłumaczy Natasza. Mimo obostrzeń i zakazów widzi dobre strony sytuacji. - Nie mamy żadnych wizyt, audytów ani kontroli i wreszcie mamy naprawdę czas, żeby pobyć wszyscy razem jako społeczność. Myślę, że to budujące doświadczenie. Natasza prowadzi obóz dla uchodźców w Boriczi Foto: Agnieszka Zielonka / Kolejka po ciepły posiłek. Obóz Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Vučjak, czyli Jungle Camp Boriczi to jednak wyspa na morzu przepełnionych namiotów, świerzbu, braku jedzenia. Miejsc w istniejących ośrodkach recepcyjnych brakuje, więc władze bośniackie postanowiły stworzyć nowy obóz dla prawie dwóch tysięcy uchodźców. Na lokalizację wybrano małą miejscowość Lipa, w kantonie Una-Sana, oddaloną od granicy chorwackiej o 25 kilometrów. Organizacją obozu zajmują się przedstawiciele władzy lokalnej. Dla każdego, kto śledzi sytuację uchodźców na Bałkanach, ten scenariusz brzmi znajomo. W czerwcu zeszłego roku Šuhret Fazlić, burmistrz Bichacia, stworzył obóz, do którego przetransportował uchodźców z centrum miasteczka, by nie psuli jego wizerunku. Powstał Vučjak. Daleko od centrum miasta, na starym wysypisku śmieci rozbito 80 wojskowych namiotów. Ci, którzy tam trafili, nie mogli liczyć na ciepły posiłek, toaletę czy nawet łóżko. Sytuacja była dramatyczna. Vučjak został zlikwidowany dopiero w grudniu, po pierwszym ataku zimy, kiedy zdjęcia wyziębionych ludzi w klapkach, palących śmieci w rozpadających się namiotach obiegły świat. Fazlić już wtedy mówił, że nikt nie ma planu na lokację uchodźców i jeżeli będzie trzeba, to wiosną, kiedy ruch się zwiększy, znowu zbuduje Vučjak. Widmo epidemii tylko przyspieszyło jego działania. Opuszczona cementownia, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Przygotowanie posiłku, opuszczona cementownia, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Simon Campbell z Border Violence Monitoring Network, organizacji raportującej o nadużyciach władzy na Bałkanach alarmuje, że mimo deklaracji burmistrza o podłączeniu oświetlenia i węzła sanitarnego na miejscu nowa lokalizacja do złudzenia przypomina niechlubny obóz. Szczere pole, oddalone o dziesiątki kilometrów od punktów usługowych, sklepów, a na nim białe, wojskowe namioty. Według burmistrza lada dzień do obozu mieli przyjechać pierwsi mieszkańcy. Plany pokrzyżowała pogoda – płócienne namioty nie wytrzymały ataku zimy – zawaliły się pod ciężarem śniegu. Otwarcie obozu przesunięto. Simon: - Po obozach już chodzi plotka, że tworzą nowy Jungle Camp (tak uchodźcy nazywali Vucjak - przyp.), wszyscy są przerażeni. Na razie pomysł jest taki, żeby umieścić tam ok. 2-3 tysięcy osób, które znajdują się poza obozami. Docelowo mówi się też o tym, że tam zostaną przeniesieni wszyscy uchodźcy, a pozostałe obozy zostaną zamknięte. Ale to wydaje mi się mało realne. Tak czy siak uważam, że zamknięcie tysięcy ludzi na małej przestrzeni, bez żadnego budynku do samoizolacji, bez dostępu do usług i sklepów będzie dla wszystkich dużo gorsze niż przystosowanie większej liczby mniejszych ośrodków do przyjęcia tych ludzi. Obóz Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Wnętrze obozu Usziwak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Oficjalnych informacji jest niewiele Nie wiadomo, kiedy obóz zostanie otwarty, kto zapewni opiekę medyczną. International Organization of Migration (IOM), które z ramienia Unii Europejskiej zarządza większością obozów w Bośni i Hercegowinie, nie będzie najprawdopodobniej zaangażowane w nowy obóz. Organizacja Border Violence Monitoring Network: - To rozgrywki polityczne. IOM od pół roku podkreśla, że ta lokalizacja jest nie do przyjęcia. Z drugiej strony obozy przez nich prowadzone mają niewiele lepsze warunki. W obliczu wirusa IOM zamyka wszystkie swoje obozy, zmuszając ludzi do siedzenia całymi dniami w przepełnionych obozach, bez zapewnienia miejsc do samoizolacji czy nawet posiłków i ciepłej wody. UNHCR, Caritas, Lekarze bez Granic i kilkadziesiąt innych organizacji pomocowych od miesiąca apelują do Unii Europejskiej o konieczności ewakuacji obozów w sytuacji pandemii. Aktywiści związani z Transbalkan Solidairty Group wysłali do przedstawicieli Unii Europejskiej list wzywający do solidarności „Nikt nie jest bezpieczny, dopóki wszyscy nie jesteśmy chronieni”. Raid w Grecji ratuje nie tylko społeczność, ale też siebie: - Staram się cały czas śmiać. Tak zapominam o tragediach, których byłem i jestem świadkiem. Ale czasem zdarza mi się zapłakać. Nie, nie... płaczę codziennie. My tu czekamy tylko na śmierć. Chcielibyśmy umrzeć w spokojnym miejscu, tylko tyle. Staram się zaakceptować swój los. Czasem tylko zastanawiam się, dlaczego jesteśmy tu trzymani w gorszych warunkach niż zwierzęta. Ludzie walczą o jedzenie, o wodę. To jest piekło na ziemi. Czekam na pomoc. Nie wiem skąd, ale jestem pełen nadziei, że nadejdzie. A w międzyczasie staramy się wyciągać pomocną dłoń do każdego, który jej potrzebuje. Pozostałości obozu Vucjak, Bośnia i Hercegowina Foto: Agnieszka Zielonka / Polska nie weźmie udziału w relokacji Mimo wysiłków Lekarzy bez Granic, oddziałów Corona Awarness Team i innych organizacji na początku kwietnia wirus dotarł do obozów w Grecji. Obecnie dwa są całkowicie zamknięte, dwutygodniową kwarantanną objęto ponad cztery tysiące osób. Grecki rząd obawia się, że jeżeli doszło do dalszych zakażeń, to sytuacja będzie niemożliwa do opanowania. By zmniejszyć przeludnienie, 600 osób z wysp zostało przeniesionych do ośrodka w Serres, w północnej Grecji. Burmistrz sąsiedniego miasteczka Leonidas Spyrou apeluje: „Do miejsca bez ogrzewania, ciepłej wody przywieziono uchodźców, w tym 50 dzieci – od miesięcznych niemowląt do czternastolatków. Temperatury w nocy spadają poniżej zera. Poszedłem tam wczoraj i zacząłem płakać. To nieludzkie miejsce. I nikt nie bierze za to odpowiedzialności”. Aegan Boat Report alarmuje, że podczas gdy cały świat zajął się walką z COVID-19, tylko w ciągu ostatnich dwóch tygodni rząd grecki nielegalnie wysyłał 169 uchodźców w łodziach ratunkowych z powrotem w kierunku Turcji. Komisja Europejska obiecała, że 1600 dzieci bez opieki z greckich obozów zostanie relokowanych do dziewięciu krajów Unii. Polska nie weźmie udziału w tej akcji. Zobacz także: 7 metrów pod ziemia - LECZENIE UCHODŹCÓW
Bez trzech najlepszych graczy i ze schematem obrony, który powinien sprzyjać reprezentacji Polski - Bośnia i Hercegowina to pierwszy rywal kadry na EuroBasket 2015. Mecz już w sobotę o godz. 15. 04 Września 2015, 13:15 Bośniacy grają na EuroBasket od 1993 roku, opuścili tylko trzy turnieje, ale najlepsze miejsce 8. osiągnęli właśnie 22 lata temu. Od tamtego czasu nigdy nie zrobili ćwierćfinału i w meczu z Polską nie są faworytem. Bukmacherzy dają Polakom 6-7 punktów przewagi na trenera Dusko Ivanovića - który prowadzi Bośniaków od zeszłego roku, a w poprzednim sezonie był coachem Slaughtera w Panathinaikosie Ateny - przed EuroBasketem rozegrali 10 sparingów. Wygrali tylko trzy - 82:67 z Gruzją, 80:79 z Izraelem i na koniec etapu przygotowań w poniedziałek w Zagrzebiu pokonali Estonię 86:75. Bez szału. Przegrali z drużynami silniejszymi od siebie jak Chorwacja (-12 i -18 w niedzielę), Grecja (-18 i aż -39) i Turcja (-8), ale doznali też porażek z Gruzją (-5) i Czechami (-5). Bez najlepszych To co najważniejsze z punktu widzenia kadry Bośni to brak trzech nazwisk i są to trzej najlepsi gracze Nurkić - center Denver Nuggets, skautowany i "sprowadzony" do Denver przez Rafała Jucia - w maju przeszedł operację lewego i lider kadry Mirza Teletović był w zeszłym sezonie bliski zakończenia kariery. Przyczyną były zakrzepy krwi znalezione w jego płucach. Teletović opuścił z tego powodu 38 kolejnych meczów sezonu NBA i wrócił dopiero na playoffy. Latem zmienił klub - opuścił Brooklyn Nets i podpisał kontrakt z Phoenix Teletovica i Nurkica to ogromne straty w bośniackiej kadrze. Ten duet wyszedłby najpewniej w pierwszej piątce drużyny Ivanovica. W piątce grałby też 25-letni, dynamiczny kozłujący Nihad Dedović. Gracz Bayernu Monachium przyjął jednak obywatelstwo niemieckie z przyczyn podatkowych i siłą rzeczy nie może grać dla Bośni. Na domiar złego kontuzji na czwartkowym treningu już tutaj w Montpellier doznał Miroslav Todić, starter Bośniaków na pozycji nr Todić był jednym z ważniejszych zawodników tego zespołu. Wychodził w pierwszej piątce. Nie ma co ukrywać, że utrata podstawowego gracza mocno wpływa na to, co dzieje się z zespołem - mówił po porannym treningu kadry w piątek trener Mike co gra Bośnia w obroniePamiętasz 72:52 Polaków z Belgią? Bośnia jest trochę jak Belgia. W obronie agresywna, w ataku bez gwiazd. Bośnia to po bronionej stronie boiska bardzo podobny team do Belgii. Gracze Ivanovica podwajają graczy kozłujących w pick-and-rollu, trapują ich i z podwojeniem agresywnie dochodzą też do sobotnim meczu w Bydgoszczy, zwłaszcza w pierwszej połowie, dokładnie w taki sposób bronili przeciwko nam Belgowie i nagle Polacy zagrali swój najlepszy mecz. Pisałem po turnieju, że jeżeli mecz z Belgią pokazał coś naszym rywalom, to zademonstrował to w jaki sposób Polaków nie bronić(!). Z jednej strony gra kadry mogła się podobać, z drugiej, mogło to nas przerazić, bo na etapie sparingów nikt w taki sposób nie bronił przeciwko naszej pasywny Slaughter grał ...do swoich sił, czyli mógł, bo MUSIAŁ pozbywać się piłki z podwojeń. Nagle Gortat zaliczył 4 asysty, bo mógł pokazać swój duży postęp w znajdowaniu zawodników w przewadze 4-na-3 po tzw "mid-rollu" (rolowanie nie pod kosz, ale do linii rzutów wolnych). Nagle Wielki Filantrop miał 3 asysty, znajdując ścinających pod po prostu tak broni. To wydaje się być wodą na młyn dla ruchu piłki naszej kadry. Ale z drugiej strony - to był tylko jeden nasz taki mecz i jeżeli bośniaccy skauci pracowali do końca i widzieli nasz mecz z Belgią, to wiedzą ...czego nie powinni próbować. W co gra Bośnia w atakuNie powinniśmy być przerażeni talentem To zespół grający bardzo fizycznie, bardzo mocny w graczach podkoszowych - powiedział Krzysztof Szablowski, asystent Taylora. Szablowski razem z Rafałem Juciem obejrzeli każdy sparing bośniackiej coś ma nas przestraszyć, to center i dobra organizacja gry naszych rywali. Rozgrywającym jest 26-letni Nemanja Gordić, który gra pick-and-pop z grającym na czwórce Edinem Bavcicem i czwórko-piątką Elmedinem Kikanovicem. Jeden z nich zastąpi w piątce Todica. Z ławki wchodzi naturalizowany Alex Renfroe, który zmienia tempo gry Bośniaków na szybsze. - Są tam też groźni strzelcy, tacy jak np Marko Sutalo, który wchodzi z ławki. Ale ich obwodowi to nie są gracze z wysokiej półki. Rozumieją grę i dobrze ją czytają - dodaje graczem Bośniaków wydaje się być mierzący tylko 209 cm, ale ważący ok. 120 kilo Andrija Stipanović. Ten 28-letni mistrz "fejków", to grający poniżej obręczy misiek, który braki atletyczne nadrabia sprytem i bardzo dobrym czuciem piłki przy obręczy. Te obręcze tutaj w hali Park Suites Arena sprężynują lepiej niż np te w Bydgoszczy. Są bardziej miękkie i zapraszają piłkę do środka przy pół-hakach z bliskiej będzie musiał więc być uważny przy Stipanovicu, pilnować się, by nie nabierać się na pompki i nie łapać fauli. Stipanović na nasze szczęście nie będzie go jednak wyciągał daleko od kosza, bo nie grozi rzutem. Lubi za to rolować, więc niewskazane byłoby to, aby nasi środkowi bronili pick-and-roll Bośniaków wysoko. Lepiej żeby Gortat zostawał niżej w polu trzech sekund i kontestował rolującego Stipanovica i nie tak groźnych w koźle obwodowych Bośni, którym brakować tutaj będzie Rzucający za trzy Kikanović i grający pod koszem Stipanović to chyba najtrudniejszy dla nas zestaw wysokich do zatrzymania w tej drużynie - dodał z Bośnią już w sobotę o godz. Znamy ich system i poszczególnych zawodników. To zespół niesamowitych walczaków. Jesteśmy na to przygotowani - kończy się już w sobotę jaką pracę przed meczem z Bośnią wykonali asystenci i polski skauting. To nie jest team wielkich nazwisk, ale jugosłowiańskiej koszykówki lekceważyć nie można. Inf. własna Bośnia i Hercegowina Dusko Ivanović ME 2015 mężczyzn Mike Taylor Koszykówka Krzysztof Szablowski
Czy to jest prawdziwa twarz reprezentacji Polski? Czy ostatni kwadrans meczu reprezentacji z Bośnią i Hercegowiną w pierwszej połowie ma wskazywać kierunek, w jaki będzie podążała kadra Jerzego Brzęczka? My tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że ten zespół jest niestabilny i nie wiemy, czego od niego oczekiwać. Usypiająca gra Mecz w Zenicy nie pozwolił znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Reprezentacja wróciła do gry po 10 miesiącach, robiła za tło w spotkaniu z Holandią, więc nic dziwnego, że po takim rozczarowaniu jest traktowana nieufnie. Spotkanie z Bośnią i Hercegowiną nie pomogło, by zaufanie odzyskać. Bo wyobraźnia podpowiada nam, żeby w spotkaniu z takim rywalem nasi piłkarze dominowali, kontrolowali wydarzenia na boisku. Ale tego długo, bardzo długo nie widzieliśmy. Biało-czerwoni pozostawali niemrawi, obudził ich stracony gol z rzutu karnego po strzale Harisa Hajradinovicia. Gol niezasłużony, bo w grze dwóch apatycznych drużyn nikt nie zasłużył na żadną bramkę. Po pół godzinie nasi piłkarze stwierdzili, że nie ma co gniewać się na piłkę i warto ją też rozegrać. Przycisnęli gospodarzy, których plecy zaczęły opierać się o własne pole karne, a w końcu Kamil Glik po rzucie rożnym skarcił Bośniaków. Reprezentacja Polski miała sporo do udowodnienia po ostatnim meczu z Holandią. Wtedy to oni wystąpili w roli uczniaków, pobierając lekcje od gospodarzy. Czy udało przeciwko Bośni i Hercegowinie udało się zamazać obraz z Amsterdamu? Nie. Choć właśnie to powinno być celem naszych piłkarzy. Już pal licho wynik, tutaj liczył się styl. Ten usypiał, a nie porywał. Zastanawiające, że selekcjoner więcej ofensywnych zawodników w środku pola wypuścił przeciwko Holandii niż w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną, gdzie pomoc ryglowali Grzegorz Krychowiak i Jacek Góralski. Psucie obrazu Gra przeciwko takim rywalom, jak Bośnia i Hercegowina, wymaga od naszych piłkarzy pomysłowości, bo trzeba pokombinować, jak skruszyć postawiony mur. No i cóż, średnio to wyglądało. Mecz przy pustych trybunach przypominał spotkania reprezentacji sprzed lat, gdy na starcie z Bośniakami zjeżdżał się kwiat ekstraklasy. W poniedziałek oglądaliśmy już elitą polskiego piłkarstwa, ale różnicy za dużej nie było widać. Wiadomo, że przed spotkaniem z Holandią oraz tym poniedziałkowym selekcjoner Jerzy Brzęczek przeprowadził niewiele treningów, cudów nie oczekiwaliśmy, ale jednak nie mamy aż tak słabej reprezentacji, by prezentowała się tak jak w Amsterdamie i Zenicy. Drugiego gola dla reprezentacji strzelił Kamil Grosicki. Kadrowa starszyzna wyprowadziła więc zespół Jerzego Brzęczka na prowadzenie, ale cały czas musimy podkreślić, jak wiele defektów jest w grze jego zespołu. Bo jak wspomnieliśmy wyżej, nie o wynik tylko chodzi. Spotkania takie jak z Bośnią i Hercegowiną ma być przygotowaniem do EURO. O ile za kilka miesięcy w spotkaniu grupowym z Hiszpanią nasi piłkarze będą głównie biegali za piłkę, to już przeciwko Szwedom można przypuszczać, że będą musieli też coś zaproponować i wziąć pędzel do ręki, by obraz malować, a niego psuć. Poniedziałkowe spotkanie nie pomogło stwierdzić, że nasi piłkarze są na to gotowi. Trzy punkty przywiezione z Bałkanów pozwolą reprezentacji złapać oddech, ale cały czas musimy wymagać od niej gry zdecydowanie lepszej niż przeciwko Holandii i lepszej niż w spotkaniu z Bośniakami. Trzy punkty smakują dobrze, ale wciąż mamy zgagę po spartolonym występie w Amsterdamie. WYNIK Bośnia i Hercegowina – Polska 1:2 (1:1) Bramki: Haris Hajradinović (24-karny) – Kamil Glik (45), Kamil Grosicki (67) Bośnia i Hercegowina: Asmir Begović – Zoran Kvrzić, Ermin Bicakcić, Sinisa Sanicanin, Eldar Civić (83. Deni Milosević) – Muhamed Besić, Amir Hadziahmetović, Haris Hajradinović – Armin Hodzić, Elvir Koljić, Amer Gojak (46. Edin Visca) Polska: Łukasz Fabiański – Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Kamil Glik, Maciej Rybus – Jacek Góralski, Grzegorz Krychowiak (68. Mateusz Klich), Kamil Jóźwiak, Piotr Zieliński (85. Karol Linetty), Kamil Grosicki (80. Sebastian Szymański) – Arkadiusz Milik Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja) >> Wypróbuj „Przegląd Sportowy” w wersji mobilnej. Najlepsze artykuły przeczytasz nie wychodząc z domu
dzieje polaków w bośni